Translate

2013/04/03

projekt365: 87 - 93

Święta, Święta i po Świętach...
Plan wyjazdu nie zmienił się praktycznie od 5 lat: najpierw zaliczamy ambasadę celem wyrobienia paszportu dziecku, później "mkniemy" przez Czechy do rodziny A. i po 5 dniach wracamy do domu.
W tym roku było trochę nowości:) 
Udalo się prawdopodobnie wyrobić Tomkowi paszport 5-letni co oznacza, że Wiedeń i jego niewyobrażalne korki będziemy omijać czerokim łukiem autostrady A2 przez kolejne kilka lat. Jupi! W konsulacie trzeba było zostawić odciski 2 małych paluszków co wiązało się z dźwiganiem słodkich 16 kg na wysokość metra nad ziemią ale dość szybko i sprawnie Młody człowiek spełnił swój obywatelski obowiązek i mogliśmy ruszać w dalszą drogę.
Zainwestowaliśmy w nową nawigację i uzbrojeni w nową mapę przemkneliśmy przez Stolycę omijając zgrabnie okołolunchowe korki. Urządzonko pokazało nam błyskawiczny ( 4 skrzyżowania, 15 min. w korku i wyjazd nowym tunelem) skrót na autostradę i pojechaliśmy dalej.
Dalej jak zwykle czyli trasa pd. - pn. przez Czechy w tempie 40 km/h, od wiochy do wiochy, od radaru do radaru.
Na Dolny Śląsk dojechaliśmy tuż przed nadciągającą śnieżycą. Na miejscu przez całe święta towarzyszyły nam mniejsze lub większe opady śniegu. Mieliśmy więc zdecydowanie Sypany Poniedziałek tego roku. Niestety w związku z typowo zimową aurą były i inne zimowe atrakcje czyli śliskie i nie posprzątane chodniki. No i niestety Mama A. się na takim chodniku przewróciła tak nieszczęśliwie, że złamała rękę i zwichnęła bark :( Najedliśmy się niemało strachu, bo bark trzeba bylo nastawiać pod narkozą a w Mamy wieku to trochę już ryzykowne. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie (jeśli można tak powiedzieć w tej sytuacji) i po 6 godzinach Mama była już w domu, wypoczywała i nie uskarżała się zbytnio na ból i ciężki gips w który ją zapakowano.
W zaistniałej sytuacji ciężar kucharzenia wzięliśmy więc na siebie i w trójkę (Gosia - Siostra A., A. i ja) okupowaliśmy kuchnię. Gosia upiekła przepyszne ciasta i mięsa - palce lizać! Na świątecznym stole w tym roku królował schab ze śliwkami jej autorstwa deklasując nawet pisanki. Jak pamiętam Wielkanoc w domu A. to pierwszy raz zdażyło się, że zjedzono mniej niż 30 jajek :)
We wtorek niestety musieliśmy się już zbierać do domu. Zapakowaliśmy więc trochę prawdziwych, domowych, polskich kiszonych ogórków robionych przez Tatę A., trochę typowo krajowych przetworów, pomachaliśmy na do widzenia i wyjechaliśmy.
Przez całe Czechy mieliśmy piękne widoki godne przedwiośnia, koszmar zaczął się tuż za Wiedniem. Drobny deszcz ze śniegiem zmienił się w opady śniegu a później w regularną zadymkę. Przez góry i kotliny pełzneliśmy z prędkością 50 km/h, błogosławiąc w myślach każde stado piaskarek które nas mijało. Graz przywitał nas... deszczem i plusową temperaturą (+4oC ale zawsze).
Dziś mieliśmy już regularną wiosnę, 10 stopni w plusie i śnieg widoczny jedynie na horyzoncie.
W związku z informacjami pogodowymi które docierają do Nas z PL ślę wszystkim wirtualną paczkę ciepła i bezśnieżnej pogody.

Brak komentarzy: