Pola żółte od rzepaku, szosa wije się przez wzgórza i lasy, jedziemy prawie pod granicę węgierską. Stadtschlaining żyje czyimś ślubem, uliczki pełne gości weselnych, na zamku restaurator rozstawia dla nich stoliki. Jeszcze jest cicho, sennie nawet.
Zamek ukryty wśród drzew, na skraju miasteczka...
Tonie w kwiatach kasztanowca...
Dziedziniec zewnętrzny, najstarszy...
Strażnicy...
... Zamku Wysokiego.
Mix w detalach:
i Sala rycerska z renesansowymi freskami "na deser".
W drodze powrotnej kusił nas Hartberg. Jak dojechaliśmy do zjazdu z autostrady "pękła" chmura burzowa. No to tamtejszą starówkę zobaczymy następnym razem. I Kroepfl museum też.
2 komentarze:
Zdjęcie 3-cie od góry - bez???
A tak poza tym - dopiero Cię odkryłam EwKo! Tu, na bloggerze. Generalnie ślepawa jestem, ale żeby aż TAK?!
Jej, muszę się tu rozejrzeć i poznać więcej. Od dawna zastanawiałam się nad kimś z Austrii kto czasem wpada na mój Żywotnik - bo nie znam TAM nikogo. Czyżbym potrzebowała aż tyle czasu na odkrycie...
Uściski!
Witaj!
Kwiatki na drzewie to kasztanowce. Wokół zamku rosły w ilościach obłędnie hurtowych. Bez występował śladowo przy paru oborach. Maiło (?) się dookoła jak na maj przystało.
Prześlij komentarz