Translate

2014/01/28

małe conieco


Po weekendowych wyczynach A. zostały mi 2 białka z jajka kurzego. Leżały sobie te "gluty" w filiżance - wylać szkoda (jestem przeciwniczką wyrzucania jedzenia) a pomysłu co z nimi zrobić jakoś tak brak. Niby najprościej zrobić bezy ale niestety pieczenie bezy zostało w mojej głowie zapisane jako czyn arcytrudny i wymagający przynajmniej ukończenia jakiejś renomowanej szkoły cukierniczej więc spychałam ten pomysł w najdalsze zakamary mojej głowy. Aleeee... a niby dlaczego nie spróbować?!
Chwyciłam za książkę kucharską, znalazłam przepis, odmierzyłam sobie 110 g drobnego cukru, wlałam białka do miski, ubiłam je na sztywną pianę (A. wystąpił w roli eksperta i sprawdzał sztywność piany), stopniowo dosypywałam cukier i mieszałam wszystko jak kazał autor przepisu aż do uzyskania lśniącej piany.
W międzyczasie nagrzał się piekarnik (lekko, tak do 110-120 stopni) a ja zaczełam balecik na 2 blachy, papier perganimowy, 2 łyżki i bezową mieszaninę.
Białe cukrowo-białkowe placki piekły się 70-80 minut (każda blacha inaczej, bo piekarnik staruszek się z czasem rozkręcił i dawał czadu). Po upieczeniu bezy wylądowały na kratce, wystygły w mgnieniu oka i... zniknęły z prędkością światła.

Ostatnia beza wylądowała na dnie szklanki w towarzystwie naturalnego jogurtu, malin i miodu jako Puchatkowe "małeconieco" w wersji rozszerzonej.


Brak komentarzy: