i ten stan uniesienia gdy w ciszy stoi się w morzu białego puchu. Tu nie, bo droga wylotowa na autobahn-ę, dostawczak pod L., knajpa za oknem. Tęsknię.
Po weekendowych wyczynach A. zostały mi 2 białka z jajka kurzego. Leżały sobie te "gluty" w filiżance - wylać szkoda (jestem przeciwniczką wyrzucania jedzenia) a pomysłu co z nimi zrobić jakoś tak brak. Niby najprościej zrobić bezy ale niestety pieczenie bezy zostało w mojej głowie zapisane jako czyn arcytrudny i wymagający przynajmniej ukończenia jakiejś renomowanej szkoły cukierniczej więc spychałam ten pomysł w najdalsze zakamary mojej głowy. Aleeee... a niby dlaczego nie spróbować?! Chwyciłam za książkę kucharską, znalazłam przepis, odmierzyłam sobie 110 g drobnego cukru, wlałam białka do miski, ubiłam je na sztywną pianę (A. wystąpił w roli eksperta i sprawdzał sztywność piany), stopniowo dosypywałam cukier i mieszałam wszystko jak kazał autor przepisu aż do uzyskania lśniącej piany. W międzyczasie nagrzał się piekarnik (lekko, tak do 110-120 stopni) a ja zaczełam balecik na 2 blachy, papier perganimowy, 2 łyżki i bezową mieszaninę. Białe cukrowo-białkowe placki piekły się 70-80 minut (każda blacha inaczej, bo piekarnik staruszek się z czasem rozkręcił i dawał czadu). Po upieczeniu bezy wylądowały na kratce, wystygły w mgnieniu oka i... zniknęły z prędkością światła. Ostatnia beza wylądowała na dnie szklanki w towarzystwie naturalnego jogurtu, malin i miodu jako Puchatkowe "małeconieco" w wersji rozszerzonej.
"Urządzenie" zrobione jest z 2 warstw tektury (stary karton) z otworami wybitymi wybijakiem, but narysowany jest wodoodpornym markerem. Jest na tyle odporne, że przetrwało 6 godzin treningu okupionego potem, łzami i wrzaskami. Egzamin końcowy przeprowadzony na prawdziwym bucie wypadł celująco.
Początek roku niesie ze sobą nadzieje, że będzie lepiej, bo nie da się ukryć, iż w zeszłym było zdecydowanie do d... Szczególnie druga połowa 2013go to była katastrofa. Było, minęło. Oby nie wróciło. Narazie mamy najdziwniejszą od 6ciu lat zimę w Graz: ani razu nie spadł śnieg, temperatury dochodzą do 16 stopni w dzień, na drzewach pojawiły się pąki a sikorki wyśpiewują miłosne trele już od połowy listopada. Oby nie przyszła nagle mroźna zima, bo drzew szkoda, zmarzną biedaczyska. Pozostaje pomarzyć o śniegu, takim puszystym i białym w którym można brodzić po kolana, cicho opadającym na ziemię z gęstych szarawych chmur...